Najnowsze informacje - nurkowanie, podróże, fotografia podwodna i sporty wodne

Historia parowca Adele

569

Na północnym skłonie Ławicy Słupskiej, na głębokości 29 metrów, leży wrak małego parowca. Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że jednostka jest bardzo stara – upływający czas i morski żywioł pochłonęły prawie całkowicie środkową część statku, tam, gdzie znajdowała się ładownia, a z części dziobowej też pozostało już niewiele.

 

Uroczy z pozoru widok rodzi wiele pytań.
Kim był kapitan, który trzymał ster w swoich dłoniach?
Jaka historia kryje się za tym wrakiem?
Dlaczego zatonął i czy załoga ocalała?

 

W większości przypadków takie pytania pozostają bez odpowiedzi, bo gdzież ich szukać po tylu latach od katastrofy?
Czasami jednak los okazuje się łaskawy i pozwala nam zgłębić tajemnice przeszłości.

Tak też stało się w tym przypadku. Podczas zbierania materiałów na temat zupełnie innej morskiej katastrofy, natrafiłem na informacje o małym kilońskim parowcu, który zatonął z całą załogą, a jednak w przedziwny sposób pamięć o nim ocalała.

 

fot.: Tomasz Stachura
tekst:  Michał Ogłoza

Artykuł dostępny również w Magazyn Bluelife 2016 06/07

Oto jego historia.
Adele i Kapitan Ernst Krutzfeldt.

Parowiec Adele sygnał wywoławczy LCJF, został zwodowany w kwietniu 1881 roku w kilońskiej stoczni Howaldt Bros z numerem stoczniowym 41.
Zgodnie z danymi Rejestru Lloyd’a posiadał wyporność 199 BRT, wymiary: 38,2 m długości, 6,43 m szerokości oraz 3,78 m zanurzenia.

 

 

 

 

Dnia 25 maja 1881 roku został wcielony do floty kilońskiego armatora Sartori & Berger i od tego czasu zaczął przemierzać handlowe szlaki Bałtyku.

[emaillocker id=”15180″]

W swój ostatni rejs, z ładunkiem drobnicy oraz żelaza, Adele wypłynęła na początku grudnia 1898 roku z Hamburga, po drodze zawijając do Kiel-Holtenau, docelowym zaś portem miał być Królewiec. 

Kapitanem był Ernst Otto Krutzfeldt – urodzony 10 lipca 1853 roku w Laboe, żonaty z Catariną Alwine Voge, z którą miał dwoje dzieci: syna Clausa Hermana oraz córkę Margarethe Adele.

 

 

Dnia 9 grudnia, będąc już za Bornholmem, parowiec Adele dostał się w sam środek silnego sztormu z kierunku północno-zachodniego. Fale były tak duże, że zniszczyły szalupę zamocowaną do relingów w rufowej części statku.  

Woda zaczęła się przedostawać poprzez luki do przestrzeni ładunkowej, a pompy nie nadążały z jej wypompowywaniem. Świadomy powagi sytuacji kapitan zaczął pisać list, w którym przedstawił zaistniałą sytuację, podał mniej więcej, gdzie się znajdują, dokonał ostatniego rozliczenia statku dla firmy (cóż za skrupulatność w wypełnianiu obowiązków w obliczu śmierci!), dodał również parę osobistych słów skierowanych do żony, po czym zapakował list do butelki i rzucił w morze.

 

 

Owej nocy z 9 na 10 grudnia parowiec Adele zatonął, a śmierć poniosło 10 osób. Wiadomość w butelce z datą 9 grudnia 1898 roku, gnana północno-zachodnimi falami, dotarła na brzeg i została znaleziona w połowie grudnia tego samego roku w okolicy Heisternest (dzisiejsza Jastarnia). Przesłana informacja dała ostatnie świadectwo i przyczyniła się do wyjaśnienia tragedii.

 

Po ponad roku poszukiwań udało mi się nawiązać kontakt z krewnymi kapitana Ernsta Krutzfeldta. Od jego praprawnuka, Olivera Bloedorna, otrzymałem kopię listu zawierającego słowa, które kapitan w obliczu śmierci skierował do swojej żony.

 

Kochana Alwine!
Umieranie jest łatwe dla kogoś, kto jest zaznajomiony ze swoją własną śmiercią. Dlatego nie smuć się zbytnio, lecz poświęć się wychowaniu naszych dzieci, będąc dla nich Ojcem i Matką, a i tak wkrótce złączymy się razem w życiu wiecznym. Tak długo jak jestem na ziemi, moje myśli pozostają z Wami, umieram w dobrej wierze w wielką Boskość. Bardzo żałuję teraz całego swojego młodego życia, które w tym momencie ginie wraz ze mną. Żegnaj, moje Serce, i nie smuć się zbytnio.                  
 
Twój Ernst.

[/emaillocker]

 

 

zostaw komentarz