Wzburzone Morze Adriatyckie, statek kołyszący się na ogromnych falach.
Wskakuję do wody tuż za moimi kolegami, warunki są bardzo trudne,
więc desant musi przebiegać szybko i sprawnie. Nie ma miejsca na pomyłkę.
Wydaje się, że spadają bezwładnie, nie wykonują żadnych ruchów, jednak zmieniająca się głębokość i ich ułożenie wskazują, że lecą w dół. Minęliśmy 65 metr, powoli zaczynamy zwalniać. Nie widać jeszcze dna, a limit głębokości ustawiliśmy na 80 metrów.
Widoczność wynosi 7-8 metrów, nie widzimy wraku, zatrzymujemy się nad nieco pochyłym dnem na 78 metrach.
Przez głowę przeleciała mi myśl, że w takich warunkach mogliśmy wylądować kilka lub kilkadziesiąt metrów od niego. Po krótkiej naradzie podejmujemy decyzję o próbie odszukania wraku. Wyznaczamy kierunek – tutaj przydają się namiary kompasu, które ustawiliśmy na powierzchni. Płyniemy przez kilka minut, które ciągną się w nieskończoność. Nic, tylko piasek, dno lekko opada. Wiem, że nie możemy odpłynąć za daleko, bo musimy wrócić do zatoki, gdzie czeka na nas statek. Nadszedł czas na męską decyzję – przerywamy nurkowanie i kierujemy się w stronę brzegu.
Piaszczyste dno zaczyna się stromo podnosić, na 65 metrze pojawiają się skały, przy których się wynurzamy. Z zakamarków skał wystają ogromne wąsy langust – jest ich tutaj mnóstwo. Pamiętam ich ceny z restauracji, w której byliśmy kilka dni temu – jest tu kilkaset euro w żywym towarze. Koledzy też przeliczają langusty na euro. Najważniejsze, że humory dopisują. Czeka nas długa droga na powierzchnię, na jednym z deep stopów mój przyjaciel pokazuje mi tabliczkę – „powtórzymy go?”, uśmiechnąłem się – mnie nie trzeba długo namawiać…
Po kilku dniach… morze jest wyprasowane, świeci słońce. Zatoczka, w której zakończymy nurkowanie jest bardzo blisko, a kilka dni temu wydawała się tak odległa. Tym razem mamy prawdziwą sielankę. Już podczas sprawdzania sprzętu widzę, że woda jest wyjątkowo przejrzysta. Zanurzamy się, mijamy 40 metr i nie robi się ciemniej. Nie znam historii tego wraku, ale wiem, że nazywa się Lovac, jest to 25-metrowa łódź rybacka, która zatonęła kilka lat temu.
Już go widzę. To maleństwo w porównaniu z innymi wrakami przy wyspie Vis. Leży pochylony na piaszczystym zboczu i trudno mi uwierzyć, że nie trafiliśmy na niego ostatnim razem. Ląduję przy rufie. Widać, że łódź jest w kiepskim stanie – musiała ulec uszkodzeniom, uderzając o dno. Czas zrobił już swoje, a materiał, z którego jest zrobiona łódź, nie sprzyja długowieczności. Fotografuję resztki rufy z dobrze zachowanym sterem oraz częściowo zakopaną w piasku śrubę. Czerwone deski, z których jest zbudowana łódź, są powyłamywane, co pozwala mi zajrzeć do wnętrza, w którym niewiele pozostało. W stercie powyginanych i zwalonych na kupce rzeczy na próżno próbuję znaleźć jakiś znajomy kształt.
Wrak łodzi rybackiej stał się teraz domem dla całych ławic ryb. Statek jest częściowo opleciony sieciami, które zapewne były na jego wyposażeniu. Na pokładzie, na stercie sieci spokojnie leży sobie olbrzymia skorpena. Wydaje się znudzona – dopiero po kilku błyskach lamp powoli odpływa. Płynę sfotografować dziób, stępka jest wzmocniona metalem i dzięki temu jeszcze się trzyma. Za kilka lat niewiele pozostanie z tego malowniczego wraku… Cieszę się, że mogłem go obejrzeć przed pochłonięciem przez morze i czas. Płynę nad pokładem. Kolor desek wskazuje, że był niebieski. Zatrzymuję się na chwilę przy ogromnym bębnie do nawijania sieci, który leży przewrócony. Spoglądam na niebieskie bulaje i oponę, która pewnie służyła rybakom jako odbijacz.
Zaplanowany czas naszego nurkowania dobiega końca, kilka porozumiewawczych spojrzeń i ruszamy w stronę ściany znaną nam już drogą. Odwracam się po raz ostatni i widzę cały wrak. Z tej perspektywy wygląda on jak model małej łodzi. Wynurzając się przy ścianie, zaczynamy dekompresję. Jeden z deep stopów spędzam z w towarzystwie pięknej langusty, która profesjonalnie pozowała mi do zdjęć.
Lovac to mały, ale malowniczy wrak. Nurkowanie było wspaniałe. Ściana była pełna podwodnych mieszkańców, no i przede wszystkim miałem doborowe nurkowe towarzystwo. Lovaca polecam doświadczonym nurkom. Takie nurkowanie przypomniało mi, dlaczego warto nurkować technicznie i dlaczego dobre szkolenie jest podstawą. Ten wrak naprawdę trzeba zobaczyć przedtem, zanim morze zatrze o nim pamięć.
Artykuł pochodzi z Magazynu BlueLife
[/FMP]