Ocean i góry, tysiące pingwinów przechadzających się po plaży i świetnej jakości drogi… niewiele jest miejsc oferujących jednocześnie tak odmienne od siebie widoki.
Kapsztad w Południowej Afryce łączy to, co na pozór wydaje się być do połącznia niemożliwe. W większości kitesurfingowych miejscowości wszystko obraca się wyłącznie wokół wiatru, a jeżeli ten nie sprzyja, turyści umierają z nudów. Z Kapsztadem jest inaczej. W tym 3,5-milionowym mieście jest tyle atrakcji, że bezwietrzny tydzień nie zrobi na nas negatywnego wrażenia. Dni bez kite’a jest jednak niewiele – silny wiatr i duże fale to znaki rozpoznawcze nieoficjalnej stolicy RPA.
Wbrew oczekiwaniom
Sezon wietrzny w Południowej Afryce trwa od października do marca, jednak większość wyrusza do Kapsztadu w grudniu i styczniu, kiedy to w Brazylii powoli zaczynają się deszcze, a w Europie jest jeszcze zdecydowanie za zimno na pływanie. Na naszym kontynencie sypie śnieg, tymczasem na południowej półkuli lato trwa w najlepsze. Za oknem 30°C, w mieście jest tak gorąco, że trzeba uciekać do klimatyzowanych lokali. Jednocześnie ludzie pływają w grubych, długich piankach, często nawet z kapturami. Wszystko przez zimny Prąd Benguelski, przemieszczający się wzdłuż zachodniego wybrzeża RPA. Temperatura maksymalna Oceanu Atlantyckiego w tym miejscu to 18°C, jednak w rzeczywistości rzadko przekracza 16°C, czyli tyle, ile mamy w polskim Bałtyku na początku czerwca. Lokalne sklepy i szkółki kitesurfingowe są przygotowane na nieświadomych turystów – ciepłe pianki możecie wypożyczyć lub kupić bez żadnych problemów.
Kapsztad na pierwszy rzut oka znacznie odbiega od tego, co znane jest nam, Europejczykom, jako Afryka. Luksusowe samochody, sklepy Apple’a i wielu białych na ulicach (16% populacji RPA to biali) zaskakują. Wystarczy jednak udać się na obrzeża miasta do slumsów, dzielnic biedy, by ukazał nam się obraz znany z jakże poruszających filmów dokumentalnych. Bezpieczniej jest się nie zapuszczać. W celu przemieszczania się po Kapsztadzie warto wypożyczyć samochód, bo to najwygodniejsza możliwość przemieszczania się pomiędzy różnymi kite’owymi plażami w mieście i jego okolicach.
Skacz wysoko lub siedź na brzegu
Najbardziej znaną plażą Kapsztadu jest Dolphin’s Beach znajdująca się na północ od miasta, znana bardziej jako Table View Beach. Jak łatwo sie domyślić, nazwa ta pochodzi od roztaczającego się z plaży widoku na Table Mountain, charakterystycznego symbolu Kapsztadu. Na plaży spodziewajcie się sporych fal – mogą sięgać nawet 4 metrów. Nie jest to miejsce dla początkujących. Bardzo przydatna będzie umiejętność wysokiego skakania. Nie, nie skaczemy po to, żeby zaimponować siedzącym na plaży dziewczynom – skoki służą przede wszystkim przejściu przez gigantyczny przybój (już załamaną falę). Zbyt słabe wybicie się może skutkować „pralką”, czyli bezlitosnym zmieleniem was i waszego sprzętu przez falę.
Pozostałe dwie plaże na północ od Kaprztadu to Blouberg-Big Bay i Sunset Beach. Leżą obok siebie, w związku z tym panujące na nich warunki są podobne (fala, przybój, silny wiatr).
Laguna i zatoka rekinów
W Kapsztadzie większość plaż jest przeznaczonych raczej dla osób już dobrze pływających, ale początkujący też znajdą coś dla siebie. Oddalona o półtorej godziny jazdy od Kapsztadu laguna Langebaan jest fantastycznym miejscem do uczenia się pierwszych ślizgów oraz do doskonalenia swoich umiejętności freestyle’owych. Jak to bywa na lagunach – woda jest płaska i płytka. Najlepsze jest jednak to, że w końcu można wskoczyć w bikini lub szorty, bo woda ma 20°C!
Przerażająca może się wydawać nazwa południowej części laguny, Sharks Bay (ang. Zatoka Rekinów). Spokojnie! Miano te wzięło się od małych, niegroźnych rekinów piaskowych, których rzeczywiście na dnie akwenu jest całkiem sporo. Nawiasem mówiąc, opowieści o rekinach w Kapsztadzie są zazwyczaj mocno przesadzone. Faktem jest, że drapieżniki te występują tu licznie, jednak ataki na ludzi są sporadyczne. Przede wszystkim w mieście i okolicznych wodach zamontowane są siatki zapobiegające ich przedostawaniu się w pobliże brzegu, a ponadto wiele plaż jest strzeżonych. Na straży bezpieczeństwa stoją ratownicy i „sharks spotters” („wypatrywacze rekinów”). Jeżeli jakikolwiek rekin przedostanie się do strefy, w której znajdują się ludzie, zostaje podniesiony alarm, a kąpiący się są natychmiast ewakuowani z wody. Warto zwracać uwagę na znaki. Jeżeli na tablicy widnieje ostrzeżenie: zakaz surfowania w danych godzinach lub całkowity zakaz surfowania, raczej powinniśmy poszukać sobie innego miejsca…
Dotknąć pingwina
Fantastyczne warunki do pływania na kitesurfingu oferują też plaże południowe: Witsands, Long Beach, Scarborough. Równie piękne i wietrzne, choć już nie tak popularne wśród turystów, jak plaże północne. Być może dlatego, że dojazd do nich zajmuje więcej czasu. Fale są tam zazwyczaj jeszcze większe, a wiatr trochę mniej stabilny, niż na północy. Ci, którym wrażeń ciągle mało, mogą udać się dalej na wschód do False Bay, na plażę Fish Hoek lub Muizenberg, gdzie warunki nie są już tak wymagające, a woda jest cieplejsza o dobre 3°C w porównaniu z wybrzeżem zachodnim.
Będąc już na południu, warto wybrać się do Boulders Bay w okolice Simon’s Town gdzie znajduje się największa naturalna kolonia pingwinów afrykańskich. Tam nie ma już warunków do pływania na kitesurfingu. Uniemożliwiają je wielkie granitowe kamienie, tzw. „boulders” leżące na plaży. Oprócz tego kitesurferzy prawdopodobnie zakłócaliby spokój trzem tysiącom pingwinów, które 30 lat temu założyły tu swoją największą kolonię. Na Boulders Beach jedzie się wyłącznie w celu zobaczenia tych uroczych ptaków na żywo. Warto, bo zwierzęta te dają się pogłaskać i nie mają nic przeciwko wspólnym sesjom zdjęciowym.
Widok na raj
Kapsztad ma do zaoferowania znacznie więcej, niż dobre warunki do kite’owania. Miejscem, do którego po prostu musicie się udać, jest Table Mountain, czyli góra, na którą patrzyliście, pływając na plażach północnych. Wjazd kolejką linową kosztuje 115 randów południowoafrykańskich (trochę ponad 30 zł), za to widok z góry jest bezcenny. Koniecznie zróbcie sobie zdjęcie, siedząc na skale na tle panoramy miasta!
Obowiązkowym punktem do zwiedzenia jest też Rubben Island, wyspa, na której więziono Nelsona Mandelę oraz Cape Point, przylądek w Parku Narodowym Table Mountain, z którego roztacza się wprost nieziemski widok.
Kapsztad słynie z organizacji imprez związanych ze sportami ekstremalnymi. Już za dwa miesiące czeka nas kolejna edycja Red Bull King of the Air. Zawodnicy z całego świata konkurują o to, kto wykona najwyższy, najbardziej ekstremalny skok, loop lub handle pass. Jak co roku… będzie się działo!