Można pływać parę sezonów i nie mieć potrzeby chwycenia radia do ręki. Czy podjęlibyście się jednak funkcji kapitana, nie umiejąc manewrować, nie znając nawigacji, czy prawa drogi? Na pewno nie. Niestety, wielu z nas traktuje certyfikat radiooperatora jako zło konieczne, bo jest wymagany.
Jednym z obowiązków radiooperatora jest umiejętność prowadzenia łączności. Każdej. Ze skutecznym wzywaniem pomocy włącznie. Wielu z nas powie – „Co to za problem zawołać o pomoc? Przecież na co dzień posługujemy się telefonem.”. Niby tak, ale proszę mi wierzyć, że wielu z nas ma problem z prawidłowym podaniem pozycji geograficznej, które w dzisiejszych czasach sprowadza się do odczytania szeregu znaczków z wyświetlacza plotera.
Nie wierzysz? To mam prośbę, przeczytaj poniższą pozycję na głos:*
54º 23,53′ N
012º 35,24′ E
Poprawna forma jest w ramce na samym dole artykułu, jeśli przeczytałeś w ten sposób, to gratuluję, jeśli gdzieś przeczytałeś „sekundy”, których tu nie ma, albo zapomniałeś o „ozdobnikach” w postaci „stopni”, „przecinka” i „minut”, to znaczy, że trzeba przyłożyć się do odświeżenia wiedzy przed kolejnym rejsem. Jeśli przeczytałeś, tak jak napisałem na dole, to jest dobrze. Nie oznacza to, że wiedzy nie należy powtarzać. Spróbuj teraz to przeczytać po angielsku, a na dodatek wyobraź sobie, że robisz to podczas bardzo stresowej sytuacji. A Twoja pozycja geograficzna jest najważniejszą informacją, którą chcą usłyszeć ratownicy. Muszą wiedzieć, gdzie mają się udać, udzielić pomocy.
Nie prowadząc często korespondencji przez radio, mamy czasem opory, żeby się odezwać, zgłaszając wejście do portu. Trzeba po prostu albo z radia regularnie korzystać, albo jak nie ma takiej potrzeby ćwiczyć „na sucho”. Oczywiście nie zachęcam do wciskania „na próbę” przycisku DISTRESS na realnym radiu. Ale na szczęście ośrodków szkoleniowych prowadzących kursy SRC w Polsce jest bardzo dużo, więc dla chcącego nic trudnego. Pamiętajmy, że od naszych umiejętności, jako radiooperatorów może zależeć życie całej załogi. To duża odpowiedzialność.
Wchodzimy na jacht
Na początek umówmy się, że jeśli mamy taką możliwość, to warto oddzielić funkcję radiooperatora na jachcie od funkcji kapitana. Zdaję sobie sprawę z tego, że praktycznie wszyscy, którzy robią uprawnienia radiooperatora, robią to po to, żeby w jednej kieszeni mieć patent żeglarski, a w drugiej certyfikat radiooperatora i być samowystarczalnym. Ja też z tego powodu zrobiłem certyfikat SRC. Natomiast jeśli mamy w załodze zaufaną osobę, którą można mianować radiooperatorem, warto to zrobić. Jak kapitan deleguje część obowiązków, ma mniej sam do roboty. Chociażby przy wywołaniu portu, przed wejściem do niego, kapitan zajmuje się wprowadzeniem jachtu do portu, a radiooperator może siedzieć przy radiu i prowadzić ewentualną korespondencję z portem. O sytuacji takiej jak człowiek za burtą nie wspominam, bo wtedy kapitan zajmuje się manewrem, a radiooperator równolegle wezwaniem pomocy. No, chyba że wypadnie kapitan lub radiooperator 🙂 Lepiej nie wypadać.
Zatem weszliśmy na pokład jachtu i co dalej? Kolejnym z obowiązków radiooperatora jest umiejętność obsługi sprzętu.
Wydaje się to oczywiste, ale warto w tym miejscu poświęcić chwilę czasu na zapoznanie się z urządzeniami służącymi do łączności. Przeważnie będziemy mieli na pokładzie:
- radiotelefon VHF DSC (taki z przyciskiem DISTRESS);
- radiopławę (nie na wszystkich akwenach, raczej tam, gdzie będziemy mieli możliwość puścić się dalej w morze, poza zasięg radia VHF);
- najrzadziej transponder radarowy, w zasadzie na czarterowym jachcie go nigdy nie spotkałem;
- odbiornik navtex — też nieczęsto spotykany na jachtach czarterowych.
Oczywiście najlepiej jest przejrzeć instrukcję obsługi urządzenia, jeśli nie znajduje się ona na pokładzie, to dzisiaj nie powinno stanowić problemu ściągnięcie jej ze strony producenta.
Ja rozumiem, zwłaszcza nas facetów, że każdy prawdziwy facet pali instrukcję obsługi urządzenia zaraz po jego zakupie, ale proszę mi wierzyć, że czytanie instrukcji obsługi znacznie oszczędza czas. Jest taki angielski skrót — RTFM — który mówi o czytaniu instrukcji obsługi, dotyczy dowolnej dziedziny, a jego rozwinięcie to Read The Fuc…. (przepraszam) Friendly Manual, czyli przeczytaj przyjazną instrukcję obsługi.
Zatem instrukcja obsługi do ręki i sprawdzamy, co gdzie jest w naszym sprzęcie. Jak zmienia się kanały w radiu, jak ustawia moc, głośność, poziom szumów, sprawdzamy swój numer MMSI (ten do wywołań DSC — jedna z możliwości naszej identyfikacji na radiu, myślę, że numerom MMSI poświęcę osobny artykuł, ale na chwilę obecną nieobeznanym wytłumaczę — to coś jak numer telefonu. Wybiera się go, jak statek o tym numerze jest w zasięgu radia, to radio mu podnosi alarm i można łatwo nawiązać połączenie). Numer ten mamy w dokumentach jachtu, ale warto sprawdzić, czy jest wprowadzony do radia. Zdarzyło mi się dwukrotnie w mojej karierze wsiąść na jacht i wprowadzać numer do radia. Gdyż armator, ani żaden z radiooperatorów przede mną tego nie zrobił.
Kupując nowe radio, nie ma ono wprowadzonego numeru MMSI, wprowadzamy go pierwszy raz samodzielnie. Trzeba zrobić to ostrożnie i uważnie, ponieważ nie ma możliwości poprawy tego numeru. Wprowadzenie błędne numeru skończy się bieganiem do serwisu. Na szczęście wprowadzając numer, urządzenie poprosi nas o jego ponowienie. Coś jak zakładanie konta w serwisie internetowym — powtórz hasło, czy powtórz e-mail.
Nie mając wprowadzonego numeru MMSI nie będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw DSC, czyli np. nie będziemy mogli wezwać pomocy.
Sprawdzamy, czy nasze radio VHF jest połączone z GPS. Czyli uruchamiamy również ploter i po chwili powinna się pojawić pozycja geograficzna na wyświetlaczu radia. To ważne, gdyż w przeciwnym przypadku czeka nas ręczne wprowadzanie pozycji minimum co 4 godziny. Jest to w naszym interesie, gdyż pozycja ta jest z automatu wysyłana w eter po naciśnięciu guziczka DISTRESS.
Na koniec warto zrobić próbną łączność, tzw. „Radio check”. Czyli nawiązać połączenie z innym jachtem lub obsługą mariny, żeby sprawdzić jakość połączenia. Nie ma innej, lepszej metody. No i skoro stoimy w marinie, to nawet jak jesteśmy sami, to są inni żeglarze na innych jachtach, których można poprosić o sprawdzenie radia. Na pewno pomogą, gdyż przy okazji sami będą mieć sprawdzone radio. Moja sugestia — to umówić się na kei na sprawdzenie radia na jakimś kanale roboczym. Żeby nie gadać na 16-tce. Proponuję kanał 08 lub 72. No i na pewno nie wywołujmy, jak kierowcy na CB radiu – „Wszystkie statki, wszystkie statki — jak mnie słychać?”.
W przypadku radiopławy wypadałoby ją przetestować. Normalnie test radiopławy robi się raz w miesiącu, częstsze jej testowanie może spowodować wcześniejsze wyczerpanie baterii, ale gwarantuję Wam, że takich solidnych radiooperatorów jak Wy będzie niewielu, więc szanse, że radiopława będzie testowana częściej, są niewielkie.
Navtexu nie trzeba sprawdzać, ponieważ jest to tylko odbiornik. Można go włączyć, i jak będzie coś odbierał, to znaczy, że działa. Tylko że trzeba go odpowiednio zaprogramować. Navtexowi poświęcimy też osobny rozdział.
Czy teraz radiooperator ma już wolne? Nie. Ostatnim z obowiązków radiooperatora jest zapewnienie bezpieczeństwa radiowego statku. Bardzo lubię ten zwrot. Brzmi bardzo poważnie, a sprowadza się do sprawdzenia aktualnych prognoz pogody i ostrzeżeń nawigacyjnych. Robimy to nie tylko statkowymi urządzeniami, ale dzisiaj przecież nie problem ściągnąć prognozę z internetu, czy wyszukać aktualne ostrzeżenia nawigacyjne.
Dla naszego wybrzeża ostrzeżenia przygotowuje Biuro Hydrograficzne Marynarki Wojennej, w skrócie BHMW. Warto zapamiętać ten skrót. Wpisujecie w Googla „BHMW ostrzeżenia nawigacyjne” i już macie dostęp do najświeższych ostrzeżeń.
Prognozy pogody i ostrzeżenia nawigacyjne często wieszane są w postaci ogłoszeń na kapitanatach portów.
* pięć cztery stopnia dwa trzy przecinek pięć trzy minuty północ (lub north) zero jeden dwa stopnia trzy pięć przecinek dwa cztery minuty wschód (lub east) |
Poprawny sposób podania pozycji przez radio |